rotating_baner

środa, 6 listopada 2013

Śniadanie nad Mekongiem czyli Laos bardziej

Wczoraj nie za wiele się działo. W zasadzie cały dzień albo gdzieś jechaliśmy albo czekaliśmy żeby zacząć jechać. Z Kanchanaburi po zobaczeniu jeszcze niewielkiego muzeum Thailand - Burma Railway Centre, ruszyliśmy do Bangkoku. Minibus (400 bathów za naszą trójkę i bagaże) jechał około 3h,naprawdę spore korki i oczywiście przerwa na tankowanie :-) Potem jeszcze taxi i znaleźliśmy się na dworcu kolejowym w Bangkoku. Tam ciekawostka o 18 zaczęli grać chyba hymn i cały dworzec podniósł się na nogi. Mieliśmy nadzieję, że co godzinę tak się dzieje i nawet przygotowaliśmy aparat, żeby o 19 uwiecznić to zjawisko, ale nic się już nie wydarzyło. Może to tylko raz dziennie nadają.
Z dworca mieliśmy nocny pociąg do Nong Khai czyli do granicy z Laosem. Taka przyjemność w 1 klasie kosztowała nas około 2800 bathów. Polecam stronę seat61.com, gdzie można się dowiedzieć wszystkiego na temat podróżowania koleją i to nie tylko po Tajlandii. Poniżej nasz pociąg i przedział w jakim podróżowaliśmy.



Pociąg nie wyjechał jeszcze ze stacji a już był opóźniony 30 minut, więc na punktualność raczej nie ma co liczyć, ale ogólnie to pełna kultura i komfort. W Nong Khai mieliśmy odprawę graniczną i przesiadkę na mniejszy pociąg, którym przejechaliśmy przez Most Przyjaźni rozpiętym nad Mekongiem do miejscowości Thanaleng w Laosie. Malucha nie ruszały widoki na Mekong wolał wtedy wcinać śniadaniową kaszkę.



No i tak około południa dzisiaj po prawie 20 godzinach podróży dotarliśmy do Vientiane. Manorom Boutique Hotel gdzie się zatrzymaliśmy całkiem fajny, bookowany jeszcze z Polski.



Po pierwszym dniu wrażenia ze stolicy Laosu jak najbardziej pozytywne. Jeżeli chodzi o asortyment w sklepach to lepiej niż w Tajlandii. Jest ser żółty, wina, są słoiczki z jedzeniem dla dzieci. Laos niby komunistyczny, a jednak jakby bardziej był do przodu. Spacerując natkneliśmy się też na nowe owoce. Wyglądają jak nasze swojskie ziemniaki, słodkie, w smaku podobne zupełnie do niczego. Jak tylko się dowiemy co to to damy znać.



Vientiane swiątyniami stoi. Co kawałek jakaś jest. No i są one zupełnie inne od tych w Tajlandii. Np. jest osobny budynek z wielkim bębnem, wejścia strzegą smoki, świątynie mają ładne rzeźbione drzwi i dookoła są ładnie zdobione nagrobki.



Na koniec jeszcze ponieważ jesteśmy u komunistów nie może zabraknąć widoczku z sierpem i młotem oraz Lenina, którego spotkaliśmy na deptaku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz