rotating_baner

sobota, 23 stycznia 2016

Hobbiton

Był obiecany Hobbiton, to dzisiaj będzie o Hobbitonie, to co prawda zaburza nam lekko chronologię, ale co tam. Słowa dotrzymać trzeba.
Pierwsza rzecz o jakiej trzeba wspomnieć to, że liczba biletów na dzień jest dość mocno ograniczona. Zatem kupując bilety trzeba to zrobić przynajmniej dzień wcześniej. Dobra wiadomość jest taka, że można je kupić online. Następna zła wiadomość, zanim przejdziemy do tych dobrych, to taka, że jest to chyba najdroższa atrakcja w Nowej Zelandii. Bilet dla dorosłej osoby 79 NZD, czyli na złotówki około 210 zł! Grrrr... Na szczęście dzieci do lat 8 wstęp wolny. Dobra, jak przełkniemy już tą chorą cenę wstępu, czeka nas godzina niezłej zabawy.
Witajcie w Hobbitonie!

Cały spacer odbywa się z przewodnikiem. Tempo może nie szybkie, ale też nie ma czasu na wolne delektowanie się miejscem. Owszem wszyscy raczej mają czas na zrobienie zdjęć, ale po piętach depcze nam już następna grupa. Niemniej wszyscy biegają z rozdziawionymi buziami, bo jest co podziwiać. Miejsce mimo tego, iż jak wiadomo jest to dekoracja filmowa - jest fantastyczne. Brakuje tylko hobbitów.
Jak widać wszystko dopieszczone w najdrobniejszym detalu. Ciekawa jest historia Hobbitonu. Oryginalny kontrakt zakładał usunięcie wszystkich konstrukcji i przywrócenie terenu do stanu pierwotnego. I tak po skończeniu zdjęć do Władcy Pierścieni rozpoczęto demontaż. Norek było około 40 i większość rozebrano. Któregoś dnia na tyle mocno popsuła się pogoda, że prace przerwano na kilka miesięcy. W międzyczasie film wszedł do kin i rozpoczęło się szaleństwo na punkcie Środziemia. Właściciele terenu zorientowali się jaki mają skarb. Podczas kręcenia Hobbita podpisano nowy kontrakt. Owszem możecie jeszcze raz zrobić sobie w Nowej Zelandii Shire, ale tym razem wioskę hobbitów musicie zbudować tak, by przetrwała pokolenia. No i tak się stało. Teraz właściciele czeszą kasę, a my płacimy, płaczemy i podziwiamy.
Niestety wszystkie norki zrobione są tylko z zewnątrz i do żadnej nie da się wejść. Jest tylko jedna norka, która ma lekko uchylone drzwi, gdzie wszyscy robią sobie obowiązkowo fotkę.
Na koniec dochodzi się do knajpy Pod Zielonym Smokiem, gdzie jest czas na ochłonięcie i wypicie przydziałowego kubka piwa lub cydru.
I to by było na tyle. Jeszcze ostatnie spojrzenie na zniewalające hobbicie norki i ładujemy się do autobusu. Farewell Hobbiton.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz