rotating_baner

poniedziałek, 27 maja 2019

Igazu - strona argentyńska

Dzisiaj żegnamy się na dobre z Brazylią. Trochę nawet żal, bo po blisko miesięcznym pobycie załapaliśmy co i jak i oswoiliśmy ten egzotyczny dla nas Polaków kraj. Jeszcze nie wiemy, że już wkrótce zatęsknimy za, niektórymi aspektami Brazylii.



Granicę dość łatwo można przekroczyć. Tuż obok dworca w Foz do Iguaçu wystarczy znaleźć autobusy z napisem Argentina. Tak dla informacji są też i takie z napisem Uruguay. W końcu jesteśmy rzut beretem od granicy i miasta Ciudad del Este. A wracając do tematu autobus dojeżdża do granicy, tam trzeba niestety zabrać bagaże i poczłapać do okienka by podstemplować wyjazd z Brazylii. W międzyczasie autobus oczywiście nam ucieknie. Niektórzy twierdzą, że czeka, nasz nie czekał. Z następnym autobusem przekraczamy rzekę i za moment kolejny przystanek. Znowu chwilę przy okienku i już możemy przeczytać napis Bienvenidos en Argentina! Cieszy nas to podwójnie, bo z portugalskim jakoś nam nie po drodze, a z hiszpańskim już owszem dużo lepiej.

Potem chwila jazdy i jesteśmy w Puerto Igazu. Pierwsze wrażenie niezbyt przyjemne. Po brazylijskiej stronie wszystko było jakoś tak bardziej poukładane. Na dodatek dość szybko zderzamy się ze smutną argentyńską rzeczywistością czy jak kto woli ze skutkami argentyńskiego kryzysu finansowego.  Bijemy się w pierś bo to trochę nasza wina. Zbyt słabo zgłębiliśmy temat przed wyjazdem.
Okazuje się, że wypłata gotówki z bankomatu wcale nie jest tu taka prosta. Po pierwsze zwykle są kolejki do bankomatów (zwłaszcza po południu), po drugie obowiązuje dość spora opłata za wypłatę gotówki (10$! w sieci Banelco), a w końcu po trzecie obowiązuje dzienny limit  wypłat! Nie można wypłacić więcej niż około 110$ (4000 argentyńskich pesos). Oczywiście do limitu wlicza się opłata 10$, więc realnie wypłacaliśmy co najwyżej 3600 pesos za jednym razem. Więcej na ten temat będzie we wpisie praktycznym, który mam nadzieję niedługo powstanie. Bo jest co pisać o Argentynie.

Dobrze dość narzekań. Czas na to po co tu przyjechaliśmy. Jedziemy na wodospady!!
Autobus z dworca do wodospadów rusza z dworca i kosztuje 250 pesos. Dzieci jadą za darmo. Te argentyńskie autobusy do wodospadów trochę lepsze, coś jak nasze PKS'y.  Jedzie się naprawdę wygodnie.
Na miejscu przy wejściu do parku ponoć nowość i potwierdzamy to można płacić kartą! Do niedawna jeszcze trzeba było mieć tylko gotówkę co mocno komplikowało sprawę.
Argentyńska strona to dużo więcej chodzenia. Przygotujcie się na cały dzień dreptania. Nie wiem jak nam się to udało, ale zrobiliśmy wszystko co było w planie  Circuito Inferior , Paseo Superior i oczywiście Garganta Del Diablo.



Trasa Circuito Inferior liczy około 1700 m i pokonuje się ją w około 1h15m. Schodzi w dół, poniżej wodospadów. Świetna sprawa bo w pewnym  momencie podchodzimy pod ogromny wodospad (prysznic oczywiście w gratisie). Jest trochę schodów, ale są również podjazdy, więc bez obaw da radę z wózkiem.
Paseo Superior to z kolei krótsza trasa bo 650m, ale wcale nie znaczy, że gorsza. Czas przejścia podobny. Trasa ta oferuje w porównaniu do poprzedniej więcej panoramicznych widoków. Kładki poprowadzone są powyżej wodospadów i można sobie na wszystko popatrzyć z góry. Ze względu na to, że są to kompletnie dwie różne trasy warto się spiąć i przejść obie. 




Przewodnik LP sugeruje by Garganta Del Diablo zostawić sobie na koniec i pojechać tam tak by wrócić jednym z ostatnich pociągów. I musimy tu przyznać rację. Zaleta jest niewątpliwie taka, że najlepsze zostawiamy sobie na koniec. Na dodatek ten szalony i nie do ogarnięcia umysłem pokaz furii możemy podziwiać w mniejszym tłumie.


Informacje praktyczne. 

  Po parku poruszamy się pociągiem, który jest w cenie biletu. Na peronie jest budka, gdzie należy pobrać bilet. Lepiej to zrobić od razu po przybyciu na peron, bo pociąg nie jest elastyczny, a ilość miejsc jest limitowana. Bez obaw, będzie następny pociąg tylko tyle, że za pół godziny. Do pierwszej stacji Estaction Cataratas skąd zaczynają się szlaki nie warto jechać pociągiem. Szybciej dojdziemy tam na piechotę (około 10 minut spaceru). Natomiast by dojechać i wrócić do Garganta Del Diablo pociąg już będzie niezbędny. Koniecznie zabierz dużo wody, przekąski i krem na słońce. Tradycyjnie uważając na koati. Tutaj dochodzi jeszcze jedna trudność. Mogą pojawić się małpy.




Takim pociągiem już zaraz będziemy pędzić
Żonacz i Garganta Del Diablo - katarakta nic a nic się nie bała
Szalony pokaz furii - tego nie da się opisać i trudno objąć umysłem
Koniec zwiedzania, chyba ktoś tu jest zmęczony (i nie mamy na myśli dzieci, one pewnie by jeszcze pobrykały)


5 komentarzy:

  1. Iguazu - pamiętam to piękno, potęgę wody i roślinności :)
    I kosmate ostronosy żebraki ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj bardzo chciałbym tam pojechać. I w ogóle zaliczyć Argentynę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. coś mogę powiedzieć, warto, nawet bardzo warto

      Usuń