Wielki Pałac dzisiaj nas dosłownie zmiażdżył. Czegoś tak pięknego i niesamowitego jeszcze nie widzieliśmy. Szkoda tylko że takie dzikie tłumy. Nie bez przyczyny jest to atrakcja turystyczna tego miasta nr jeden. Czasem naprawdę trudno zrobić zdjęcie. Aha no i upał chwilami nieznośny. Dobrze, że tak około południa chmury przykryły słońce, trochę ulżyło.
Po Pałacu Królewskim przyszedł czas na najstarszą świątynie w Bangkoku czyli Wat Pho, która słynie z posągu leżącego Buddy. Budda jest naprawdę ogromny i robi "kolosalne" wrażenie.
Na wieczór zostawiliśmy sobie spacer po Khao San. No cóż o ile uliczki dookoła Khao San są naprawdę fajne to samo Khao San to festiwal tandety i chińszczyzny. Z pozytywów to można tam kupić smażone robaki i larwy oraz sporo ciekawych owoców. Na przykład takie jak te na poniższym zdjęciu.
Na koniec dodam jeszcze że Łukasz wymyślił sobie że chce mieć tajlandzkie spodnie. Chciał to ma ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz