rotating_baner

czwartek, 12 grudnia 2013

Numer jeden

Spędziliśmy cztery noce na wyspie będącej w naszym osobistym rankingu numerem jeden. Jak zamknie się oczy i wyobrazi jak powinna wyglądać rajska wyspa to to wyobrażenie z pewnością będzie bardzo blisko tego co można doświadczyć i zobaczyć na Ko Lipe. Zacznijmy po kolei, z Ko Lanty mieliśmy się dostać tańszą opcją czyli minibus do Pak Bara i stamtąd dopiero prom. Jak sprzedawano nam bilet to zapewniano nas, że na miejscu będziemy około 14. Obiecanki cacanki, wyszło jak zwykle to u Tajów wychodzi czyli do celu dotarliśmy prawie po 10 godzinach czyli około 17. Szkoda, bo dzień był ładny, a spędziliśmy go w busie albo czekając na prom. Na Ko Lipe nocleg mieliśmy w Blue Tribes polecanym w przewodniku Rough Guides. My go nie polecamy. Internet tam prawie wcale nie działał (stąd też przerwa w publikowaniu na blogu), bungalowy nawet fajne, ale murowane z wiatrakiem i bez klimatyzacji. Na Ko Jum spaliśmy już w bungalowie bez klimatyzacji i było ok, ale tamten miał przewiewne bambusowe ściany. Tu było bardzo gorąco w nocy, myślimy że gdyby nie to że tyle już tutaj jesteśmy to byłoby nam ciężko noc przetrwać. Na zdjęciach poniżej rzeczony nocleg.



Nasz nocleg był przy plaży Hat Pattaya, ładna szeroka plaża z piaskiem drobnym jak pył i tak jasnym, że jak słońce świeci w okolicy południa to trzeba mieć ubrane okulary przeciwsłoneczne inaczej prawie nie da się patrzeć nie mając non stop przymrużonych oczu.



Plaża ta niestety słabo nadaje się do pływania ze względu na sporą ilość łodzi, które na niej się znajdują. To co natomiast nas urzekło na Ko Lipe to plaża Sunrise. Super przejrzysta woda, koralowce do których można dopłynąć z brzegu, świetny piasek no po prostu bajka.



I jeszcze kilka zdjęć podwodnych z tej plaży.



Łukasz na tej plaży odkrył też, że świat można obserwować do góry nogami. Bardzo go to odkrycie zaintrygowało.



Ogólnie to syn nam dorośleje chyba, nie chce jeść kaszki na śniadanie, za to pasjami je arbuza (gorzej jak zobaczy, że ktoś koło nas go je, wtedy ciężko go utrzymać) i uwielbia rybę z rusztu. No i ostatnio właśnie na Ko Lipe mocno nas zaskoczył. Od jakiegoś czasu uczymy go, że jak się schodzi z łóżka to nie skacze się głową w dół tylko trzeba się obrócić i zsunąć najpierw ostrożnie nogi. No i Łukasz pięknie sam to zrobił. Normalnie staliśmy zszokowani. Od tamtego razu już tak ładnie ta sztuka mu się nie udaje, ale liczymy, że wkrótce jeszcze raz nas zaskoczy.
Co jeszcze fajnego na Ko Lipe? No jest świetny grill rybny co kawałek, 30 zł za kg ryby, która jeszcze rano pławiła się w oceanie. Można też zjeść i te kolorowe ryby oraz oczywiście kraby jak na zdjęciach poniżej.



Był też tajski masaż. Relaksujący chociaż momentami było groźnie jak w ruch poszły łokcie i kolana. Jak pani zakłada Ci na szyi nelsona to wiedz, że coś podejrzanego się dzieje.



Myśleliśmy, że już wszystkie owoce próbowaliśmy w Tajlandii, a tu zaskoczenie trafiliśmy na coś takiego co nazywają long kong, z wygląddu podobne do longana, a w smaku do liczi - lekko kwaśne, bardzo dobre. Na straganie i w scenerii plażowej prezentuje się o tak:



Jak dla nas Ko Lipe to wyspa numer jeden. Gdyby nie to, że dzisiaj wiza do Tajlandii nam się skończyła pewnie byśmy jeszcze tam dzień lub dwa zostali. A tak to musieliśmy wynieść się około 90 km na południe do pobliskiej Malezji na wyspę Langkawi, ale o tym to już następnym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz