rotating_baner

środa, 8 stycznia 2014

Plażowanie

A gdzie teraz jest maluch? Smaży się na plaży w Sihanoukville. To największy kurort w Kambodży. To od razu widać jest tutaj bardzo turystycznie. Sporo hoteli, sporo restauracji i mnóstwo barów na plaży. Sama plaża może nie jest jakaś rewelacyjna, nie jest szeroka, trochę śmieci, ale piasek drobny i jest łagodne zejście do wody. Co jest natomiast rewelacyjne (zresztą dotyczy to całej Kambodży) to ceny. Mała dygresja, w Kambodży obowiązują dwie waluty stosowane wymiennie - kambodżańskie riele i amerykańskie dolary. Przy wypłacaniu pieniędzy z bankomatu zwykle można sobie wybrać jaką walutę chce się podjąć. Riele kambodżańskie mają sztywny kurs 4000:1 w stosunku do dolara. Trochę trzeba się nagłowić jak w sklepie połowę reszty wydadzą nam w dolarach, a połowę w rielach. Wracając do tego co tu najfajniejsze, czyli do cen, to np. po plaży chodzą panie z przenośnym grilem i za 3$ można sobie kupić 10 małych grilowanych kałamarnic (squid).



Podobnie też za 3 dolary można sobie posmakować gotowanych krabów. Za tą cenę dostaniemy 3 średniej wielkości kraby.



Trochę droższe są małe homary (lobster), 8 dolarów za 10 sztuk. Całkiem smaczne.



A panie sprzedające te wszystkie specjały na plaży prezentują się bardzo azjatycko. Towar noszą na głowie albo w dwóch koszach na kiju.



Najlepsze jednak odnośnie cen będzie teraz. Lane piwo w kuflu, który został wyjęty właśnie z zamrażarki (bardzo dobry zwyczaj) kosztuje zwykle 50 lub 75 centów. Żyć nie umierać, jak tu się powstrzymać, żeby co chwilę piwa nie zamawiać leżąc na plaży? Zapomnielibyśmy, plaża wygląda tak:



Jest taki jeden maluch co tam po niej baraszkuje.



Tym razem mamy rzadką przyjemność spać w hotelu z basenem (Makara Bungalows) i Łukasz bardzo ochoczo korzysta z tej dogodności.



Plażowanie może i fajne, ale w końcu się nudzi, a Kambodża wzywa. Dlatego postanowiliśmy skrócić pobyt tutaj o 1 noc i już jutro ruszyć w stronę jednego z 7 współczesnych Cudów Świata, czyli świątyń Angkoru. Po drodze zatrzymamy się w mieście Battambang, by wykorzystać tą jedną zaoszczędzoną noc. Zobaczymy jak minie nam podróż. Jedziemy w nocy tzw. "sleeping busem", czyli autobusem z łóżkami. W Laosie też czymś takim podróżowaliśmy i miło nie wspominamy. Trudno komfortowo się wyspać na łóżku, które ma 150 cm. Zobaczymy jak to będzie, ale tak naprawdę to nie ma innej opcji. Autobus jedzie około 10 godzin i taka długa jazda w ciągu dnia (bo są też i dzienne autobusy) z Łukaszem nie wchodzi w grę. Z doświadczenia wiemy, że 5 godzin, to jeszcze by się dało, ale 10 godzin nie ma mowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz