rotating_baner

środa, 21 maja 2014

Się zaczęło

Ostatni pobyt w Azji tak nas przetrenował, że zbyt pewni siebie zostawiamy pakowanie prawie na ostatnią chwilę. Wynik jest taki, że kładziemy się dopiero około pierwszej w nocy, a o trzeciej już trzeba wstawać i zbierać się na lotnisko. To i tak nie jest zły rezultat zważywszy, że zaczęliśmy pakowanie dopiero około godziny 18. Sporo ułatwia posiadanie check listy. Wtedy idzie to dużo sprawniej. Przesiadkę mamy we Frankfurcie, skąd lecimy liniami Condor.
Łukasz w przeciwieństwie do nas łapie drzemkę za drzemką.
Lot Condorem jest o tyle wygodny, że te linie oferują do sprzedaży na lotnisku we Frankfurcie za 25 euro karty turystyczne (tarjeta de turista) konieczne by wjechać na terytorium Kuby. Normalnie trzeba by było po te karty zrobić wycieczkę do ambasady Kuby w Warszawie albo skorzystać z jakiegoś płatnego pośrednictwa. Przed samym odlotem jeszcze ciekawa scena. Pani z obsługi Condora chodzi i podnosi ludziom bagaże podręczne (dozwolony limit to 6 kg). Jak jej wbudowana w rękę waga zatwierdzi ciężar to szczęśliwy turysta dostaje kartkę że bagaż zatwierdzony. No cóż Condor to linie obsługujące czartery więc i standardy trochę inne niż w tradycyjnych liniach. Lecąc do Azji liniami KLM czuliśmy się jak na weselu co chwile zimna, ciepła płyta. A w Condorze biednie, trochę makaronu na obiad i jakieś ciastko. Za ekstra napoje np wino czy piwo trzeba już płacić. No i nie mają nic do jedzenia dla dzieci. Chociaż jak pasażerowie przed nami poskarżyli się stewardesie, że Łukasz nie daje im żyć, to dostali zatyczki do uszu, a Łukasz kredki :-) W Hawanie na lotnisku wszystko dość sprawnie poszło. Jest CADECA czyli okienko gdzie można wymienić pieniądze. Nie opłaca się wymieniać dużej kwoty, bo w centrum Hawany kurs jest lepszy. Kontakt z Kubańczykami zaczyna się bardzo pozytywnie. Nasz taksówkarz dzwoni do naszej kwatery i informuje że jedziemy, a jak już jesteśmy na miejscu to nawet upewnia się że właścicielka nas odbierze. Na Kubie można spać albo w hotelu (bardzo drogo) albo zdecydowanie taniej w tzw. Casas Particulares czyli zwykle w wydzielonym pokoju w czyimś mieszkaniu. Mieszkamy właśnie u takiej pani i chyba ze zmęczenia myślimy, że to całe mieszkanie będzie dla nas. Zrzucamy bagaże, coś tam gadamy z panią Martą i czekamy, aż nas zostawi samych i sobie pójdzie. A ona jak na złość nie dość że nie chce sobie pójść to jeszcze rozkłada się na fotelu i zaczyna oglądać telewizor. Dopiero po chwili orientujemy się, że to nie jest tak jak sobie myślimy. Pokój mamy niestety bez okna, ale jest schludny, z klimatyzacją, wentylatorem i lodówką. Płacimy 25 cuc za pokój ze śniadaniem dla nas dwojga.
A to widok z naszego okna. Mieszkamy w dzielnicy Habana Centro, jakieś 10 minut piechotą do Kapitolu i do dzielnicy Habana Vieja. Na zdjęciu to w dali to już morze i słynny Malecon.
Jak to mówią, "się zaczęło".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz