rotating_baner

wtorek, 3 czerwca 2014

Pilnuj krowy!

Żegnamy Santiago de Cuba po dwóch dniach. Mieliśmy tu co prawda zaplanowane 3 dni, ale dwa są w zupełności wystarczające. Porannym Viazulem jedziemy do Holguin, tam nas przejmuje umówiony taksówkarz i za 25 cuc dowozi do Guardalavaca. Plażing czas zacząć!
Guardalavaca - miejscowość turystyczna, z ładną długą plażą. Drzewiej ponoć sporo piratów kręciło się w tych okolicach, bo nazwa miejscowości w dosłownym tłumaczeniu to 'Pilnuj krowy'. Teraz jest znacznie spokojniej, bardziej trzeba pilnować swoich pesos żeby za szybko nie uciekły z portfela. Co prawda przy samym morzu są tylko hotele (eksluzywnie, ale drogo), ale jakieś 200 metrów dalej są też takie zwykłe bloki jakie budowano u nas za PRL'u, gdzie można znaleźć noclegi w Casas Particulares. W sezonie noc kosztuje 35 cuc, ale my teraz w czerwcu płacimy 20 cuc, a mieszkamy u naprawdę sympatycznego małżeństwa. To jeden z lepszych noclegów jaki mamy na Kubie. Pani strasznie się przejmuje Łukaszem. Pousuwała wszystkie przedmioty jakie Łukasz, mógł dosięgnąć. Zdobyła nocnik dla naszego smyka , dodatkowe łóżko i nawet gotuje coś ekstra dla niego. Łukasz codziennie na obiad dostaje coś ekstra dla siebie czyli malangitę i jest jej na tyle, że spokojnie może się nią jeszcze objadać na plaży. Malangita bardzo przypadła mu do gustu. Na zdjęciu poniżej z lewej blok, w którym mieszkamy, a po prawej dla kontrastu 10 razy droższy hotel na plaży.

Guardalavaca jest jeszcze specyficzna pod innym względem. Nie jest to teren zamknięty dla miejscowych, jak np. Cayo Coco, gdzie wstęp mają tylko turyści. Na plaży jest przez to więcej lokalnego folkloru i trochę bardziej żywo. Jakiś mały lunch czyli np. rybę z ryżem i bananami roznoszoną na plaży przez miejscowych można już zjeść za np. 1.25 cuc (4 zł). Bary na plaży też mają rozsądne ceny, 1 cuc za piwo. Leżak na cały dzień kosztuje 1 cuc. Tu wspomniane żarcie za 4 zł.
Nie może zabraknąć oczywiście i starych samochodów.
Udało nam się też uchwycić w obiektywie perfekcyjny moment wakacji: mojito w jednej ręce, kubańskie cygaro w drugiej ręce, maluch śpi, żonka pięknieje obok, ehh..
Piękne okoliczności przyrody.
A w tych okolicznościach buszuje mały łobuz.
Jak widać wszystko jest wręcz perfekcyjne, za wyjątkiem jednej rzeczy. Nie trafiamy tu z pogodą. W pierwszy dzień pochmurno, w drugi pochmurno, a potem około 16 porządna ulewa. Trzeci dzień znowu chmury. Oczywiście siedzimy na plaży, temperatura otoczenia i morza przyjemna. Budujemy zamki z piasku, pluskamy się w wodzie i z rozrzewnieniem wspominamy jak to ładnie jeszcze kilka dni temu słońce nas przypiekało w Santiago.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz