rotating_baner

czwartek, 15 stycznia 2015

Krótko o Tokaju

O winach Tokaj każdy z nas pewnie słyszał. Biały słodki albo półsłodki pyszny trunek zawsze był synonimem czegoś lepszego, czegoś co czeka na nas raptem kilkaset kilometrów za naszą południową granicą. Tokaj, tak to z pewnością musi być niesamowite miasto skoro robią tak wspaniałe wina. Wizyta kilka lat temu w zjawiskowym Egerze podgrzała nasze oczekiwania. Jesteśmy w Miszkolcu i tylko 58 kilometrów i około godzina jazdy samochodem dzieli nas od poznania tajemnicy Tokaju. Warto czy nie warto?

Statua św. Stefana w centrum Tokaju

Już odpowiadamy na to pytanie. Jeżeli wybierasz się z Polski z myślą: "o może spędzę fantastyczny weekend na Węgrzech w Tokaju" to nie rób tego. Z pewnością nie warto robić z Tokaju głównego celu wyprawy i specjalnie wyruszać z Polski by go odwiedzić. Tokaj jest fajny, ale jako na przykład przystanek na trasie. Mała przystawka do głównego dania. Miejscowość liczy zaledwie 5 tysięcy mieszkańców i można przejść ją całą w około 30 minut. Na dłuższy wyjazd doskonale nadaje się przykładowo Miszkolc, Eger, ale Tokaj to już średnio.



Ponieważ Tokaj winem stoi, wszystko w tym mieście kręci się wokół niego. Z ciekawych rzeczy to polecana jest wizyta w piwnicach Rakoczych, które można zwiedzić tylko i wyłącznie wykupując degustację win. Niestety dla zmotoryzowanych to trochę kiepska opcja :( A szkoda bo do spróbowania jest cała winna arystokracja mi.in. Tokaji Aszu w wyborze od 3 do 6 puttonów (putton to po węgiersku kosz, a im więcej puttonów tym więcej wina w winie czyli więcej winogron musiało zginąć by można było wyprodukować ten jakże zacny trunek).


Z prawej piwnice Rakoczych, a na pierwszym planie zabawna fontanna Bachusa oczywiście z flaszką w ręku
Ponieważ z Tokajem poszło nam szybciej niż myśleliśmy w drodze do Wieliczki robimy jeszcze jeden przystanek w miejscowości Szerencs (około 20 km od Tokaju). Skusiły nas tabliczki informujące, że właśnie tracimy niebywałą okazję by zapoznać się bliżej z XIII wiecznym zamkiem Rakoczych. Ponieważ zamki bardzo lubimy dajemy się skusić.


Zamek Rakoczych w Szerencs


Uliczki przy zamku puste, w samym zamku też żywego ducha uświadczyć nie można. Jesteśmy jedynymi turystami. Czynna jest jedynie mała kawiarnia. W ofercie do zwiedzenia jest muzeum, które odpuszczamy, więc nie możemy nic powiedzieć co tam można znaleźć. Za to plątamy się trochę po dziedzińcu i przy zamkowych ogrodach. Nie są duże, ale za to do spaceru bardzo przyjemne.

A co to? Można tym kręcić?


Przy okazji spotykamy Polaków, którzy mają duży problem. Za przekroczenie prędkości policja węgierska nałożyła na nich mandat. No niby nic szczególnego, zdarza się, gdyby nie mały szczegół. Do czasu opłacenia mandatu policja zatrzymała im dowód rejestracyjny. Mandat można opłacić tylko i wyłącznie na poczcie. W niedzielę najbliższa poczta czynna w Budapeszcie czyli jakieś 200 km od miejsca, w którym jesteśmy. Bardzo miło :) Swoją drogą coś mi się wydaję, że to nie jest do końca legalne takie działanie policji węgierskiej i jakiś temu było głośna w mediach podobna sprawa z policją holenderską.

Sielanka i przyzamkowe ogrody w roli głównej



Kraj:Węgry
Termin:15.08.2014-17.08.2014 (3 dni/2 noce)
Trasa: Kraków -> Miszkolc (2 noce) -> Tokaj -> Szerenc -> Kraków
Pokonany dystans: 700 km
Typ transportu: samochód

2 komentarze:

  1. Bardzo przyjemnie się Was czyta :)
    Moze my też kiedyś wybierzemy Węgry na wypad na weekend ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hej, dzięki :)
      Węgry jak najbardziej polecam, a dodatkowo z reguły przy wyjeździe do kraju Madziarów dostaje się bonus w postaci lepszej pogody niż w naszej deszczowej Polsce
      pozdrawiam

      Usuń