rotating_baner

środa, 12 lipca 2017

Trochę dalej niż Ubud

Ubud z wielu powodów jest świetnym miejscem by przy okazji pobytu na Bali zostać tam na parę dni dłużej. Świetna baza noclegowa, bajecznie tanie jedzenie, mnogość rozrywek kulturalnych to tylko niektóre zalety. W Ubud warto zatrzymać się też dlatego, że jest doskonałym miejscem wypadowym do atrakcji leżących trochę dalej niż sięga granica miasta. Posmakować pobliskich widoków można już za 350.000 IDR (na złotówki to będzie około 100 zł) bo tyle mniej więcej kosztuje wypad za miasto wynajętym samochodem z kierowcą. Przejazd małą pętlą, którą za moment opiszemy, zajmuje jakieś 5-6 godzin. Oczywiście można te miejsca objechać taniej wynajmując np. skuter. Z dwójką małych dzieci i zerowym doświadczeniem w jeździe na skuterze woleliśmy jednak dać sobie spokój i postawiliśmy na wygodny klimatyzowany pojazd z kierowcą.
Na naszej trasie zobaczymy trzy świątynie, jedną wioskę z tarasami ryżowymi, zjemy mało żarcia za bardzo wysoką cenę w bardzo turystycznej restauracji i posmakujemy najdroższej na świecie słynnej kawy Luwak. No to jedziemy, na dzień dobry czeka nas wizyta w pierwszej świątyni.


Świątynia Goa Gajah



Świątynia słonia, nazwa pochodzi prawdopodobnie od faktu, iż stwór wyrzeźbiony w wejściu świątyni może przypominać słonia. Chociaż ciężko dopatrzyć się podobieństwa :) Świątynia bardzo stara, wpisana na listę UNESCO, chociaż trzeba przyznać, że wrażenia wielkiego nie zrobiła. Na parkingu nasz kierowca ostrzega nas, że sarongi (chusty dla mężczyzn by zakryć nogi), które są obowiązkowe dostaje się za darmo do wypożyczenia przy kasach. Informacja dość cenna, bo mogą się zdarzyć usłużni, którzy nam je wypożyczą za "niewielką" opłatą. Jak się okazuje darmowe sarongi będą później we wszystkich świątyniach.



Świątynia Gunung Kawi



Jeszcze tego nie wiemy, ale to będzie nasza najlepsza świątynia tego dnia. Licząca ponad 1000 lat świątynia Gunung Kawi to imponujące (7 metrowe) rzeźby w skale wykute na cześć króla. Przynajmniej taka jest teoria. Samo dojście do świątyni prowadzi przez zachwycające pola ryżowe. Szkoda tylko, że taki wielki żar leje się z nieba i przeszkadza w poznawaniu balijskiej kultury i zabytków.


To jeszcze nie świątynia, ale droga do niej. Prawda, że przyjemny wilczek?
A tu wspomniane pola ryżowe.


Świątynia Pura Tirta Empul



Bardzo popularna świątynia. W okolicach południa z pewnością spotkasz tu niejeden autokar pełny turystów. Z przewodnika dowiadujemy się, że to jedna z najważniejszych świątyń na Bali. Z czeluści ziemi wypływa w tym miejscu źródło, które o ile wierzyć mieszkańcom, ma lecznicze zdolności. Zatem niech nie dziwią wielkie tłumy chcące zanurzyć głowę pod wodę.




Gdzieś tak w tzw. międzyczasie pomiędzy świątyniami zajeżdżamy do knajpy, gdzie jemy jeden z najdroższych posiłków na Bali. No niestety trafiamy w szpony zorganizowanego wyciągania kasiory od turystów. Możemy się założyć, że nasz kierowca za przywiezienie nas do tego przybytku zdzierstwa zgarnął niezłą prowizję, a przynajmniej darmowy posiłek.
Innym sposobem wyciągnięcia pieniędzy od turystów to tzw. palarnie kawy. Chociaż tu akurat przyznać trzeba, nie było dużego naciągania. Fajna sprawa, że na małym terenie były też pokazowe plantacje różnych roślin i drzew, jak np. kawy, kakaowca, duriana etc. Po krótkim wstępie na temat flory siadamy do degustacji. Pani przynosi z 15 różnych herbatek oraz kaw i próbujemy. Trzeba przyznać, że niektóre są bardzo dobre, jak np. herbatka z mangosteena. To co próbujemy możemy chwilkę później zakupić w sklepiku - z oczywiście odpowiednią prowizją. Mimo to dajemy się skusić na filiżankę kawy Luwak, czyli najdroższej kawy na świecie. Lisy o nazwie luwak karmi się ziarnami kawy. A potem się czeka, aż taki lis odda tą kawę innym otworem. Potem już leci standardowo, płukanie, prażenie, mielenie i do filiżanki. Smakuje może faktycznie trochę inaczej, ale żeby aż tyle płacić? W Krakowie w Galerii Krakowskiej, o ile dobrze pamiętamy, kiedyś była oferta około 200 zł za 100 g kawy. W Indonezji znacznie taniej 100 g już za 60 zł w tej tzw. palarni kawy albo 60 zł za 250 g w hipermarkecie.


A tu pięknie prezentuje nam się lis luwak. Może ziarenko kawy?
Herbatka z mangosteena, mniam, mniam, szkoda, że nie można jej kupić u nas.


Na koniec dnia została nam wisienka na torcie, czyli pola ryżowe czy też tarasy ryżowe Tegalalang. Atrakcja ekstremalnie turystyczna. Lokalna ludność doskonale zdaje sobie sprawę jaki ma skarb. Przy wjeździe do wioski są nawet szlabany i trzeba uiścić niewielką opłatę, ale warto. Bo widoki zwłaszcza o zachodzie słońca są oszałamiające. Obejście wszystkich ciekawych zakątków nie powinno zająć więcej niż 45 minut. W wiosce pełno jest też restauracji, gdzie do porcji nasi goreng właściciel gratisowo dorzuca przepiękny widok na tarasy ryżowe.


3 komentarze:

  1. Piękne widoki, marzę o tym aby kiedyś zwiedzić Bali ;) Zazdroszczę Wam tego wyjazdu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki Magdo :) mieć marzenie to już połowa drogi do sukcesu! trzymam kciuki za Twoje Bali :)

      Usuń
  2. Cudownie. Wybieramy się z rocznym synkiem. Mamy nadzieję, że będziemy równie szczęśliwi

    OdpowiedzUsuń