rotating_baner

niedziela, 14 października 2018

Cidade maravilhosa

Tomek - czyli nasz najmłodszy, zdecydowanie zwycięża w naszym osobistym rankingu dzieci, z którymi najłatwiej lata się na długie dystanse. Nie dość, że jako jedyny z całej trójki daje się odłożyć do kołyski, to jeszcze przesypia w niej prawie cały 11 godzinny lot do Rio. W dobrym nastroju i z bojowym nastawieniem witamy brazylijskią ziemię o 5 rano czasu lokalnego.
Rio również nam się odwdzięcza i wita nas przyjemną temperaturą ponad 30 stopni. Po chłodnym Paryżu to perfekcyjna odmiana. Zapoznajemy się z najbliższą okolicą, a ona z nami. Wniosek może być tylko jeden - Copacabana rządzi :)


Ciekawy patent, wąż z którego sączy się woda, by przyjemniej było dojść nad wodę 
Dobra, można odetchnąć nie wszyscy na Copacabana mają idealną sylwetkę 


Brazylia na pierwszy rzut oka wydaje się być bardzo przyjazna. Nie ma tutaj (przynajmniej w Rio), dużych różnic kulturowych w stosunku do tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Jest tu zdecydowanie bardziej europejsko niż np. w Azji. Ceny, co już mniej przyjemne, bliższe polskim lub nawet lekko wyższe (na szczęście, to nie poziom Francji).
Ponieważ pogoda obiera zdecydowanie zły kierunek, kolejnego dnia decydujemy się na wizytę w ogrodzie botanicznym. Jest całkiem spory, napewno w słoneczne dni można tu znaleźć chwilę wytchnienia. Natomiast nie zaliczylibyśmy Jardim Botanico do obowiązkowego punktu programu podczas wizyty w Rio. Przy okazji tej wycieczki przekonujemy się, że żółte oficjalne taksówki są świetnym środkiem transportu tu w Rio. Nie są wcale drogie i jak do tej pory wszyscy kierowcy uczciwie włączają taksometr. Osobiście nie próbowaliśmy, ale bardzo dobrze ma się też tutaj Uber. Działa zupełnie legalnie, do tego stopnia, że na lotnisku były nawet kierunkowskazy gdzie Uber ma swoje postoje.


Jackfruit! Przepyszny owoc, tylko dlaczego nie można go kupić?


RIO to nie tylko plaża, pomnik Chrystusa i karnawał. Okazuje się, że sporo fajnych rzeczy można zobaczyć w centrum. Zwłaszcza, że z Copacabany do centrum funkcjonuje wygodne połączenie metrem. Po opuszczeniu stacji w centrum możemy podziwiać imponujący teatr miejski czy intrygującą katedrę.


Tu wspomniana katedra, prawda, że zjawiskowa?

Teatr miejski, oj niejedno miasto chciałoby mieć taki


Jednak główną atrakcją są schody "escadaria selarón". Dzieło chilijskiego artysty Jorge Selaróna, który poświęcił im sporą część swojego życia, do końca pracując nad ich upiększeniem. Dosłownie do końca, ponieważ to właśnie na nich znaleziono go martwego. Dzisiaj schody robią wrażenie i przyciągają tłumy turystów, jako jedna z głównych atrakcji dzielnicy Lapa.




Będąc w centrum napewno warto jeszcze spróbować przejażdżki starym żółtym tramwajem (gwoli ścisłości, są to repliki starych tramwajów, ale liczy się wrażenie). Przypominał on nam słynne tramwaje, które można znaleźć w Lizbonie, tylko tutaj mamy wersję ekstremalną. Nie dość, że tramwaj wspina się na stromą górę to jeszcze może mu np. zabraknąć zasilania - co nam się zdarzyło.




A już następnego dnia mamy okno pogodowe. Jedyny dzień bez chmurek i z temperaturą bagatela 34 stopnie. Idealny dzień na plażę? Nie dla nas, idziemy na spotkanie z Chrystusem Zbawicielem. Zajrzyjcie niebawem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz